Canthelia Draconis, córka Deolii i Vellara
Był cudowny, letni dzień. Obłoki pary unosiły się nad stawem położonym w brzozowym gaju. Piękna elfka Deolia kołysała w ramionach swoją nowonarodzoną córeczkę. Spośród gęstych krzewów wyłonił się leśny elf Vellar ubrany strój myśliwego w zrobiony z zielonego płotna. Jego gęste blond włosy powiewały delikatnie na wietrze, gdy biegł w stronę chaty. Z miłością patrzał na swoją żonę i maleńką córeczkę Canthelię. - Kochanie…- powiedział szeptem, by nie zbudzić małej. Deolia ocknęła się z zadumy i swymi wielkimi błękitnymi oczami spojrzała na męża. Elf zdecydował się kontynuować. - Wiesz…kiedy tak rozmyślałem o naszej ślicznej córci, doszedłem do wniosku, że nie możemy tu dłużej zostać. Jestem myśliwym, niejedną zwierzynę już pokonałem, ale tak pragnę bezpieczeństwa twojego i Canthelii…- Nie dokończył, gdyż żona przyłożyła mu delikatnie palec do ust. - Wiem co chcesz powiedzieć…-powiedziała i uśmiechnęła się blado. Bądź co bądź była zmeczona po porodzie. - Moja matka… Donna wysłała posłańca. Przeczytaj. - powiedziała i podała Vellarowi zwitek papieru. Ten rozwinął go i zaczął czytać:
Kochana córciu, Deolko.
Nie wiem co we mnie wstąpiło tamtego dnia, kiedy dowiedziałam się, że potajemnie wzięłaś ślub i jesteś w ciąży.
Elf przestał czytać i spojrzał na żonę głębokimi zielonymi oczyma w których malowało sie wspomnienie
tamtego dnia . Postanowił czytać dalej.
Naprawdę nie wiedziałam, co czynię. Nienawidziłam Twojego męża i nadal czuje do niego niechęć,
ale mimo wszystko nie powinnam robić mu tej awantury. Kocham Cię i bardzo pragnę Twojego szczęścia.
Jeżeli jesteś szczęśliwa z nim, nie zabronię Ci tego.
Moja znajoma widziała, dokąd poszliście. Dlatego wiedziałam, gdzie mam wysłać posłańca. Piszę w pośpiechu
i chcę Ci przekazać tylko jedną rzecz: Nasz dom w Lothorien czeka na Ciebie, Twojego męża i Wasze
dziecko, jeżeli już się narodziło. Wracajcie szybko, powitam Was kochającym sercem.
Całuję Cię goraco.
Twoja zawsze kochająca mama
Donna.
Vellar odłożył kartkę na ziemię, podszedł do żony i pogłaskał ją po policzku. Do oczu elfa cisnęły
się łzy, on jednak starał się je opanować. Powiedział szeptem, ukrywając swoje wzruszenie:
- Nareszcie spełniło sie największe marzenie mojego życia. Mamy dom…
***
Moja matka wszystkie swoje pamiętniki pisała tak, jakby ona była ich bohaterką.
To, co przeczytałeś(aś) powyżej to jedna z zachowanych stron. Myślę, że najważniejsza.
Opowiem Ci, co było potem.
Wprowadziliśmy się do mojej babci, Donny. Pamiętam, że bardzo kłóciła się ona z moim ojcem, dopóki
nie poznała jego talentu w różnych kunsztach. A był to elf naprawdę zdolny.
Mi jednak babciny dom najbardziej kojarzy się z zapachem ziół i ciepłą zupą goździkową.
Dojrzałam i zostałam uznana za dorosłą elfkę. Moi rodzice uznali wtedy, iż mogą już spokojnie
opuścić ten świat i wypłynąć z szarej przystani razem z Donną. Nawet nie próbowałam
się sprzeciwiać. Wiedziałam, że i tak nie zmienią swojej decyzji. Gdy patrzałam na odpływający
statek chciałam płakać, okropnie płakać, zatonąć we własnych łzach. Jednak nie chciałam im sprawiać
przykrości tuż przed opuszczeniem świata. Nie miałam wtedy żadnej przyjaciółki, więc nie miałam się
komu wyżalić. Po prostu ukryłam to wszystko w sobie. Dzisiaj myślę jednak, że to był błąd.
Te hektolitry łez które nadal czekają na wypłynięcie bardzo mi teraz ciążą.